To już piąte spotkanie z Peterem Grantem, londyńskim policjantem zadłużonym po uszy u magicznie uświadomionego Newtona. Mamy więc już całkiem niezłe rozeznanie, czym jest magia i nauka w świecie Aaronovitcha, mamy solidnie rozwinięte postacie, których część obdarzona jest wyjątkowo bogatą przeszłością, a część – w tym sam Grant – równie niezwykle rozbudowaną rodziną. Mamy również określone oczekiwania co do kolejnej części serii – a o tym, dlaczego akurat ten fakt jest istotny, powiem za chwilę.
W Foxglove Summer, w przeciwieństwie do poprzednich części, rozgrywających się w Londynie, tym razem opuszczamy miejskie klimaty i ruszamy na angielską prowincję. Zdecydowanie odmienną od polskich realiów. Żeby zilustrować to twierdzenie, posłużę się jednym przykładem: jedyny rolnik w całej książce posiada olbrzymią, w pełni zautomatyzowaną produkcję i jest świetnie sytuowanym gejem, pozostającym w trwałym, romantycznym i publicznym związku (mowa o oświadczynach) z lokalnym policjantem.
Pojawiają się i stare, i nowe postaci, ale dominujące jest poczucie pewnej przerwy, albo też zawieszenia, głównych wątków serii. Tak jak i główny bohater, tak i autor wydaje się odpoczywać na wakacjach. Akcja toczy się niespiesznie i dotyczy tym razem spraw lokalnych, czy wręcz rodzinnych. Poziom emocji, jakie wzbudza ona u czytelnika, jest jednak zaskakująco niski – raczej na poziomie reality show niż antycznych tragedii. Nie będę zdradzać tu fabularnych rozwiązań, napiszę jednak, że zakończenie nieco rozczarowuje i w sumie sprawia wrażenie niezwykle pospiesznie sztukowanego. Teorię tę może potwierdzać przesuwana kilkakrotnie data premiery książki.
Jest w książce kilka przyjemnych geekowych smaczków, jest też kilka zabawnych momentów, akcja meandruje wolno niczym wiejskie strumyki w lecie, a atmosfera dusznego, gorącego lata towarzyszy nam przez cały czas. Foxglove Summer niewątpliwie czyta się przyjemnie, ale czegoś jednak brak.
Aaronovitch przyzwyczaił nas do wysokiego poziomu swojej londyńskiej serii. W tym kontekście piąta jej część rozczarowuje. Nie trzyma poziomu poprzednich książek, nie posuwa do przodu akcji zarysowanej w pozostałych częściach, wyklucza właściwie wszystkie najważniejsze postaci drugoplanowe (Faceless Man, Leslie, Nightingale), które dają znać, że żyją, wyłącznie przy pomocy smsów i krótkich rozmów telefonicznych. Wszystko to sprawia razem, że Foxglove Summer wydaje się bardziej jakimś spin-offem serii niż jej kluczowym elementem.
Ocena: 6,5/10