Świadomego czytelnika fantasy lektura skłania czasem do refleksji. Czasem nad ostatecznym sensem życia, wszechświata i w ogóle wszystkiego, bo nikt poważnie nie może nadal twierdzić, że fantastyka to wyłącznie prosta rozrywka, niekiedy nad mechaniką działania kuszy, gdyż nie każdy autor poświęcił dostatecznie dużo czasu na research. Albo nad tym, jak obecność magii zmieniłaby nasz świat.
Jako inspirację pierwsego postu w kategorii “wyszperane w necie” (co, powiedzmy sobie szczerze, na ogół oznacza reddit, r/Fantasy gorąco każdemu polecam), pozwolę sobie podlinkować “The Porcelain Argument: How would the existence of magic affect technological advancement?”.
Arthur C. Clarke stwierdził kiedyś, że “każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii”. Jest to najbardziej znane ze sformułowanych przez niego trzech praw, dyskutowane przez naukowców i niewątpliwie powszechnie wykorzystywane przez pisarzy, zwłaszcza z pogranicza s/f i fantasy.
Bardzo łatwo je odwrócić.
“Każdy wystarczająco zaawansowany system magii jest nieodróżnialny od technologii”
Czym jest magia? Albo czymś niemożliwym, przekraczającym (znane nam) prawa fizyki, albo jedną z sił istniejących w świecie, siłą którą można poznać i okiełznać. Nie interesują mnie tu magiczne obrzędy plemion nowogwinejskich czy święcenie pokarmów, tylko fireballe. Magia codzienna i praktyczna. Nie jej funkcje społeczne, tylko konsekwencje dla społeczeństwa magii jako kolejnej technologii.
Bo w świecie, w którym magię można zbadać empirycznie i eksperymentalnie, opisać w podręcznikach, a następnie wykładać na uniwersytecie, magia jest po prostu kolejną dziedziną nauki, niekiedy jedyną dziedziną systematycznie eksplorowaną. Dlaczego? Bo daje tak wiele możliwości manipulowania otaczającą nas rzeczywistością, że nie ma potrzeby w pocie i znoju wymyślać koła. Albo, jeśli koło już znamy, to przynajmniej silników parowych i komputerów.
Bohaterowie urban fantasy dowiadują się, że Ziemia początków XXI wieku jest pełna zjawisk, o jakich się filozofom nie śniło. Najbardziej fascynujące są dla mnie z reguły pierwsze tomy takich sag, kiedy wraz z czytelnikiem poznają zasady rządzące ukrytym światem wampirów, bogów i magów.
Potem już wszystko wiedzą i zadanie pisarza staje się znacznie trudniejsze. Dla kiepskiego pisarza (jak Jordan) magia może stać się po prostu drogą na skróty, ratować w sytuacji, kiedy bohaterowie potrzebują ucieczki z pułapek kiepsko skonstruowanej fabuły. Wyzwaniem jest stworzenie systemu wewnętrznie spójnego, który nadal będzie fascynujący.
Wracając jednak do podlinkowanego artykułu… czy w świecie magicznym w ogóle powstałaby technologia (tutaj rozumiana wąsko, jako szereg wynalazków, które ukształtowały nasz współczesny świat)? Jakie byłyby konsekwencje magii dla nie tylko materialnego, ale też politycznego rozwoju społeczeństwa? Fantasy to też pewien eksperyment myślowy, widzimy jak zdaniem autora wyglądałoby społeczeństwo, w którego otoczeniu zmieniono kilka kluczowych elementów.
Czy każdy świat zawierający magię stałby się dyktaturą czarodziei w feudalnym świecie o mniej więcej średniowiecznej technologii? Czy w grach Dragon Age znaleziono idealne rozwiązanie problemu (z punktu widzenia części społeczeństwa nie mającej dostępu do magii) – zamknięcie magów w wieżach bynajmniej nie z kości słoniowej, ścisła kontrola i okazjonalne prześladowania?
A w wariancie optymistycznym, gdy magia jest dostępna dla większości populacji, teleportacja, kule ognia, błyskawiczne leczenie ran i chorób, a może nawet rozwiązanie problemu głodu przez mnożenie bochenków chleba?
Życie prostsze, zdrowsze i łatwiejsze, ale zatrzymane w feudalne (anty)utopii… a może inny wariant rozwoju, rewolucja magiczno-przemysłowa?
Bo przecież magia nie musiałaby się zatrzymać na etapie fireballi. Mogłaby stworzyć funkcjonalne odpowiedniki komputerów i statków kosmicznych (i często tworzy, sooner or later pojawi się tu np. recenzja interesującego cyklu powieści Michaela Martineza, które można podsumować frazą “Horatio Nelson in space”).
Nawet magia jako nieprzewidywalny, niezdeterminowany element, magia Dworców Chaosu walczących z Wzorcem (Amber), ma swoje zasady i hierarchie.
Nasz świat poradziłby sobie z magią, w ostatecznym rozrachunku stałaby się kolejną pozycją w naukowym arsenale ludzkości. W tym sensie magia jest z definicji niemożliwa – po prostu inne prawa fizyki dałyby nam inne możliwości poznania i okiełznania świata.
Pytanie o magię i naukę wydaje mi się podejrzanie podobne do pytania o naturę i kulturę 🙂 Ile jednego w drugim?
Idea magii jako czegoś niezrozumiałego – i przez to magicznego – chyba faktycznie jest niemal niespotykana w literaturze. W sumie trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, jak skomplikowanym zadaniem byłoby przedstawienie tego “nierozumienia” magii. Jednak doskonałym przykładem takiego podejścia jest cykl Adriana Tchaikovsky’ego (czy też Czajkowskiego, jak “nasz człowiek w UK” chciał być nazywany w Polsce) “Shadows of the Apt”, w którym świat oparty na magii ulega osłabieniu i swoistemu przedawnieniu w momencie pojawienia się rewolucji przemysłowej. Nie będę wnikać w szczegóły, jako że cykl Czajkowskiego wymaga osobnej recenzji, warto jednak podkreślić, że w jego serii światy magii i technologii są dla siebie wzajem niepojęte. Osoba rozumiejąca magię (Inapt) nie potrafi pojąć działania mechanizmów opartych na technologii, i odwrotnie – magiczny sposób pojmowania świata pozostaje poza zasięgiem tych, którzy potrafią zrozumieć technologię (Apt). “Lód” Dukaja może być innym przykładem tego podejścia – niepojęte dla ludzi istnienie lutych, którzy operują tak innym zestawem założeń o rzeczywistości, że wydają się “magiczni”.
Większość twórców fantasy przyjmuje jednak zwykle Frazerowskie podejście naukowo-magiczne, traktując magię jako kolejny rodzaj technologii: podlegającej testowaniu i określonym zasadom, o przewidywalnych rezultatach, której rozwój i postęp jest wynikiem prób i błędów oraz naukowego procesu przekazywania i pogłębiania wiedzy. Od Le Guin i Pratchetta (który do magii jak najbardziej zastosował obowiązujące reguły fizyki), poprzez Sapkowskiego, aż po Rowling i jej klony – można bezpiecznie stwierdzić, że to podejście w fantastyce nadal święci triumfy i zyskuje niemałe rzesze oddanych fanów.
Kolejnym, choć pewnie nie ostatnim, sposobem jest traktowanie magii jako siły natury – swoistej mutacji genetycznej, nieprzewidywalnej i trudnej do opanowania, której nie da się uczyć za pomocą biurokratycznych metod, zakładając odpowiednie szkoły, wprowadzając testy i oceny (choć Xavier miałby pewnie odmienne zdanie…). Zdolność magicznej manipulacji rzeczywistością jako rzadki, a najczęściej groźny talent, pojawia się m.in. u Hobb, Cooka, a do pewnego stopnia także u Eriksona. A może nawet u Tolkiena 😉
Ale wracając do artykułu o porcelanie w Chinach – pierwszym kontrargumentem, jaki nasuwa mi się dla przedstawionej tezy, jest historia wynalezienia ruchomej czcionki, która w tychże Chinach pojawiła się na dobrych parę wieków przed Gutenbergiem. I co? I nic – w Europie wywołała rewolucję, w Chinach zaś pozostała drogim, niezwykle pracochłonnym i mało efektywnym medium, bardziej zabawką niż rozpowszechnioną technologią. A zatem samo istnienie – lub nieistnienie – jakiegoś narzędzia czy techniki nie gwarantuje jeszcze uzyskania konkretnych rezultatów. Równie mocno liczą się te wszystkie ulotne czynniki jak czas, przekonania i preferencje społeczne, obowiązujące kanony estetyki, wartości, zwyczaje i normy, itp. I oczywiście przypadek, nie możemy o nim zapomnieć 🙂
LikeLike
1) Oczywiście, prymat kultury nad naturą, technologią czy magią :]
2) Hmm, szybko jakoś zapomniałem o porcelanie, bo bardzo mi się spodobał odwrócony Clarke 😉 “Any sufficiently advanced magic is indistinguishable from technology.” – może to sobie gdzieś powieszę…
3) O, jednak Czajkowski, a tu Rebis go paskudnie rozczarował i zostawił w polskich wydaniach po anglosasku pokaleczone nazwisko…
4) U takiego Tolkiena magia należy do porządku mitologicznego, nie jest dostępna zwykłym śmiertelnikom, nie tak jak u takiej Rowling. Są, oczywiście, fanfiki, które też różnice interesująco eksplorują 😀 I inne, znacznie więcej, których autorzy różnic między Tolkienem i Rowling zupełnie nie rozumieją… brr
LikeLike